środa, 19 czerwca 2013


DESERT      chor. Paulina Wycichowska
 
tekst : Małgosia Ziółkowska
 

            Pustynny temat choreografii Pauliny Wycichowskiej dotyczy historii Małego Księcia, w którego postać wcielił się Tomek Pomersbach o chłopięcej twarzy w militarnym stroju. Kostium Małego Księcia przywodzi na myśl obraz zbuntowanych nastolatków, którzy rozliczają dorosłych z kłamstw i obietnic, choć sami nie radzą sobie z własnymi emocjami i relacjami z ludźmi. Poszukują odpowiedzi na pytania : „kim jestem?”, „kim mogę być?”, „co jest prawdą?”, „czego naprawdę chcę?”, „co kocham?”. Wybór Tomka do roli Małego Księcia, jak i pozostałych tancerzy wcielających się w role napotykanych przez niego bohaterów był przez choreografkę głęboko przemyślany i niezwykle trafny. Tancerze budują bowiem własne postacie nie tylko za pomocą otrzymanych od niej wskazówek i narzędzi, ale również dzięki podpinaniu własnych skojarzeń i zasobów, które nadają ich rolom wiarygodności. Całość spektaklu w cudowny sposób wypełnia muzyka Szymona Brzóski, która raz skłania do nostalgicznych refleksji, tęsknoty za światem z dzieciństwa i sympatii wobec bohaterów, innym razem dynamicznie przejmuje władzę nad akcją, bawiąc, niepokojąc i kusząc, aż nie musi prawie nic czynić, a i tak jej dźwięczny szept uwodzi, zachwyca i niemal zagarnia rytm serca widzów. Były miejsca – solo fortepianu – w których miałam wrażenie, że słucham kompozycji Craiga Armstronga. Jedno jest pewne – bez muzyki Szymona Brzóski, „Desert” nie byłby tą samą pustynią.

            Pierwsza scena to półmrok, scenograficzna geometria – plastikowe, przeźroczyste bloki, kąty i linie proste, jasne światło i mgła. Bryła po lewej, wokół której i na której powierzchni sporo się dzieje, imituje „kawałek podłogi” Małego Księcia, a więc jego pamiętną, maleńką planetę. Niesamowita rzeczywistość, a raczej jej brak. Nagle na scenie pojawiają się trzy osoby : Mały Książę, Pilot i Dorosły. Świadomie nie nazywam dorosłego autorem czy obserwatorem, ponieważ spłyciłoby to jego obecność. Temu spektaklowi potrzeba właśnie Dorosłego, bardzo oddalonego w czasie od Małego Księcia. Posiada on dużo więcej doświadczenia, wiedzy i dystansu niż główny bohater. Może być to powodem niechęci, zrozumienia lub zaufania względem niego. Nie ma on w sobie tej naiwności, ufności i potrzeby nazywania wszystkiego, które cechują Małego Księcia. Czy jednak dzieli ich wszystko? Czy to nie od Dorosłego zależy, ile Małego Księcia w sobie pozostawi na zawsze? Ten spektakl stawia widzowi wiele pytań, zapala wątpliwości i skłania do konfrontacji z obrazem własnego dzieciństwa. Intencje choreografki są szczere – ze sceny nie padają bowiem gotowe odpowiedzi dla dorosłych, że ktoś jest lepszy bądź gorszy, bo wyplenił z siebie dziecko albo „bawi się w życie” do dzisiaj.

Pilot i Dorosły próbują poznać i zrozumieć świat Małego Księcia. Przez chwilę główny bohater jest mniej samotny, o ile mniej samotne może być dziecko w obecności nierozumiejących go dorosłych. Pojawia się napis : „Byłem jak ślepiec, który odzyskawszy wzrok, obudził się w próżni pełnej luster odbijających tylko jego własną tożsamość” (fragment ze Zmartwychwstania w „Innym świecie” Gustawa Herlinga – Grudzińskiego). Wszechogarniające poszukiwanie sensu i jakości samotności w życiu. Odpowiedzi nie są jednoznaczne.

Nagle pojawia się szary, spokojny i ruchliwy tłum na scenie. Otacza Małego Księcia. Być może jest metaforą jego małej, uroczej, pełnej tajemnic i rytuałów planety? A może współczesną ulicą, na której czasem każdy z nas czuje się sam jak palec pomimo ludzi wokół? Towarzysze Małego Księcia próbują zagarnąć jego miejsce, ale on dobrze sobie radzi w tej sytuacji. Przecież, jak sam powiedział : „Idąc prosto przed siebie nie można zajść daleko”. Gdy tłum opuszcza sceniczną przestrzeń, Mały Książę obiega ją dookoła, zachłystując się wolnością w swoim samotnym świecie. Po chwili wracają szarzy towarzysze i widzimy w Małym Księciu ogromne pragnienie przyjaźni – ufnie rzuca się w ramiona ludzi, jest przez nich noszony i huśtany. Mały bohater przełamuje swoją samotność, szuka bratniej duszy. Gdy zostaje sam, znów biega po kole, ale coraz węższym, aż upada wycieńczony. Czy jednak na pewno? Unosi rozpostarte ramiona, gotowe do wznoszenia się ku marzeniom.

Trio : Mały Książę, Pilot i Dorosły. Utożsamiają się ze sobą nawzajem, szukają oparcia, zrozumienia, powiązań do swoich osobistych historii. Próbują sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile się uzupełniają. Muzyka jest niespokojna, intymna i zwiastująca zagrożenie. Pilot i Dorosły być może chcieliby ostrzec Małego Księcia przed pewnymi konsekwencjami, ale mają świadomość młodzieńczych fascynacji, odmiennych priorytetów i ufnego pojmowania świata. Czy dorośli mają prawo odbierać dzieciom marzenia i wiarę w dobry świat? Pilot podejmuje próbę pouczenia Małego Księcia, lecz nie dochodzą do porozumienia. Świat dorosłych to dla niego utopia, coś miejscami śmiesznego, żałosnego i abstrakcyjnego.

Kolejna scena jest olśnieniem Różą (w tej roli wspaniale eteryczna Małgosia Mielech), ubraną w czerwone rajstopy, buty i zwiewną sukienkę. Ukazuje Małemu Księciu swoją kobiecość, kruchość, wrażliwość i miłość do słońca. On pragnie uchronić ją przed wiatrem –  próbuje zasłonić ją wiatroszczelnym, lecz przepuszczającym światło parawanem. Róża wije się, drży jej całe ciało i niepokoi się jej blade serce w cienkiej łodydze. Daje wskazówki Małemu Księciu, jak ustawić parawan. Równocześnie widzimy jej egocentryzm, hipochondrię i główkę pełną płatków. Zostaje bezpiecznie w świetle. Mały Książę siada i przypatruje się tej cudownej istocie z zainteresowaniem.


na zdj. M.Mielech (Róża), fot. M.Zakrzewski
 

Wchodzi szary tłum i pojawiają się na ich sylwetkach świetlne napisy (niezwykle oryginalny efekt wizualny autorstwa Daniela Stryjeckiego) : „dlaczego ja się tak śpieszę?”, „jest smutno z tęsknoty”, „wiele rzeczy nie ma sensu”, „trzeba zrobić pranie”, „walka o przestrzeń”, „zawsze za późno”. Refleksja nad czasem i przestrzenią w życiu. Widz otrzymuje od choreografki kolejny pytaniowy prezent – czy zajmujesz się sprawami ważnymi czy pilnymi?

Na scenie pojawia się piękna żmija w ciele Kariny Adamczak – Kasprzak – jest niezwykle kusząca, dynamiczna, przebiegła i bez granic na ziemi. Wślizguje się wszędzie, gdzie tylko zechce, dotyka każdego wybrańca. Nikt nie ma odwagi odmówić jej tańca śmierci – byle przeżyć. Scena ta świetnie ukazuje współcześnie zagłuszaną pokusami samotność, wygładzane sumienie, które aż krzyczy od bólu. „Mogę cię unieść dalej niż okręt” – widzimy słowa wypowiedziane przez żmiję, zupełnie jakby były jej autoreklamą.

Po chwili Mały Książę rusza w drogę, ku przygodom swojego życia. To zarazem lekcja o ludzkich osobowościach i doświadczeniach.

Pierwszą spotkaną postacią jest Bankier (Daniel Stryjecki, autor animacji) przenosi nas do świata liczb, dokładności, posiadania i bogactwa. Przypomina człowieka – maszynę. Rzeczy materialne tak go pochłaniają, że traktuje Małego Księcia jak powietrze. Ubiór Bankiera (szare spodnie, elegancka koszula i czerwony krawat) świetnie oddaje wizerunek współczesnego maklera giełdowego.

na zdj. T.Pomersbach (Mały Książę), D.Strajecki (skaczący Makler), M.Mielech (Róża w śpiworze czytająca książkę) fot. M.Zakrzewski
 

Druga tańczy Ziemia – widzimy jak ruchami ciała oddaje różnorodność krajobrazów, trud pracy, kontynenty, nieustanny marsz ludzi (nawet muzyka przypomina wojskową). Ziemia pokazuje gestem lornetkę – metaforę obserwacji. Łączy piękno z bojowością. Dźwiga miliardy ludzi – to odpowiedzialne i niełatwe zadanie. Jej opowieść jednak nuży Małego Księcia. Nie bawi go dorosłość. Scenę tę zamyka przewijająca się przez scenę żmija – ziemska pokusa i symbol śmierci.

Trzeci jest Pijak, który uległ pokusie zabijającej dużo wolniej niż jad żmii. Zagłusza samotność, bezradność, pamięć, a na końcu nawet swój wstyd. Uczestniczy w powtarzającym się scenariuszu – na początku jest wspaniale, wszystko wiruje, bezpiecznie daleko i miękko… w końcu nie czuje bólu ani… dna. Dotarł w swym piciu do miejsca, w którym dotyka siebie    i nie wie kim jest. Wokół Pijaka tańczą dziewczyny, przywołując na myśl obraz przepoconych i szalejących ciał na dyskotekach. Przez kilka minut czuje się dzięki nim panem życia i parkietu. Wielokrotne upadki niczego już go nie uczą. Mały Książę tego nie rozumie. Spoglądają na siebie i Pijak, choć chciałby go okłamać, że jest w porządku, nie ma na to odwagi. Na końcu przewraca się, po czym wstaje wściekły i odgraża się Małemu Księciu, który już go jednak nie widzi, bo podąża w przeciwległą stronę sceny.

Czwarty jest Latarnik ledwo nadążający za gaszeniem i zapalaniem lamp. Światła na scenie są niespokojne, a on sam jest umęczony swoją pożyteczną, lecz udręczającą pracą. Mały Książę powiedział do niego : „Latarniku, twoja planeta jest tak mała, że trzema krokami możesz ją okrążyć. Wystarczy, abyś szedł powoli i stale był w świetle słońca. Gdy zechcesz odpocząć, będziesz szedł przed siebie i dzień będzie trwać tak długo, jak tego zechcesz.” Latarnik jednak chciałby spać. Jego życie to nieustanna walka. Mały Książę odczuwa wobec niego niekłamaną sympatię. Jest to bowiem jedyny człowiek, który nie zajmuje się wyłącznie sobą z tych, których dotychczas poznał.

Piątymi bohaterami są perfekcjoniści. Para jest ubrana w czerwone koszulki z połyskującymi jedynkami, szare spodenki i kamizelki.  Każdym ruchem i gestem udowadnia swoją niedoścignioną wielkość. Można pewnie odczytywać z nich również próżność, lecz wolę identyfikować ich z pracą i pewnością siebie. Uwagę zwraca rudowłosa Kasia Kulmińska – niezwykle plastyczna, gibka i kobieca. Czy to nie krzywe zwierciadło współczesnego pracoholizmu, życia na pokaz i wyścigu szczurów?

Na scenie pojawiają się dobrze znane Małemu Księciu gwiazdy. Bawią się razem, przybierając kształt linii krzywej i prostej. Mały Książę daje impuls do zmian, radości i poszukiwania nowych dróg. One ufnie podążają wyznaczanymi przez niego ścieżkami. To był jeden z dwóch momentów, w której chciałam być na scenie i poczuć ten spektakl od drugiej strony. Ta zabawa tworzy odpowiedź w kontraście wobec poprzedników – wspólnie można stworzyć piękne jakości, bez rywalizacji. Każdy z nas jest inny, piękny na swój własny sposób, a razem udaje nam się wykreować coś, co by nigdy nie powstało w efekcie samodzielnego działania. W grupie można więcej, choć to wymaga wzajemnego dopasowywania się. Dzięki grupie przestrzeń zostaje pełniej zagospodarowana, nie ma w niej tyle pustych miejsc. Następuje dzielenie się, wymiana doświadczeń. Dla każdego człowieka działanie solo i w grupie ma inną wartość. „Desert” pozwala się temu przyjrzeć.

Na chwilę pojawia się żmija, która przypomina o przemijaniu. Wbiega lis (Karolina Wyrwał) i jesteśmy świadkami lekcji oswajania przyjaciela. Widzimy skradanie się, przyglądanie się sobie, wymianę myśli bez słów, szczere emocje, pierwsze przytulenie. Ich działanie jest synchroniczne i akceptujące, ale jednak oddzielne. Wszak przyjaźń to jedna dusza w dwóch ciałach. Obserwujemy lisa, który z dzikiego zwierzęcia staje się potulnym i tęskniącym towarzyszem Małego Księcia. Gdy się rozstają, lis czeka i wypatruje swojego przyjaciela. Wyostrza zmysły, dopatruje się go w podobnych do jego włosów złocistych łanach zbóż. „Gdy będziesz miał przyjść o czwartej, już od trzeciej zacznę odczuwać radość”. Czy w dobie Facebooka umiemy  prawdziwie cieszyć się obecnością przyjaciela, bratniej duszy? Ulegamy złudzeniu, że ciągle jesteśmy z kimś w kontakcie, bo przecież możemy dzwonić czy pisać smsy i maile. Przyjaźń rodzi się tam, gdzie ma miejsce czekanie. Nieustanne bycie w kontakcie z rzeszą ludzi nie może mylić się z przyjaźnią. To najczęściej płytkie znajomości. Na przyjaźń trzeba znaleźć czas, bo jak każdy proces, jego właśnie potrzebuje do rozwoju i pogłębiania relacji.

Przychodzi czas Króla (Andrzeja Adamczaka), uwielbianego przez tłumy. Ubrany w srebrne buty, szare spodnie i koszulkę, czerwony płaszcz wykończony futrem i gwiazdorskie okulary przypomina celebrytę przeglądającego się w oczach zachwyconych nim ludzi. Ciągle musi błyszczeć  i być w centrum zainteresowania – one warunkują jego istnienie. Gdy tylko zostają mu zabrane jego atrybuty w postaci płaszcza i okularów, staje się nagim królem pozbawionym korony i berła. Jego wartość spada do zera. Zbudował swoją wartość na tym, co posiada. Kolejna prawda o współczesności – nieustannie dokonywany wybór pomiędzy posiadaniem a byciem, zniewoleniem   a wolnością, złem a dobrem, zakłamaniem i prawdą.

Kolejnymi bohaterami są Zwrotnicy – pełni życia, groteskowi, lecz dla mnie najmniej czytelni. Potraktowałam ich jako alegorię drogi. Nie umiem odnieść ich do któregokolwiek bohatera książki Exupery’ego. Są prawdziwą ucztą dla oczu – ich akrobacje, popisy różnorakich kombinacji ruchowych i figur budzą podziw. Nie wiem tylko, czy talent Pawła Malickiego został wystarczająco wykorzystany w tym spektaklu – można mieć niedosyt.

Na scenę wchodzą róże. To drugi moment w „Desert”, w którym chciałam poczuć go jako tancerz – uczestnik. Mały Książę dokonuje szokującego odkrycia – róż jest więcej, niż myślał. Był przekonany, że jego Róża jest jedyna na świecie. One czarują go własną słodyczą, wonią i urodą. Zalotnie wzdychają w jego kierunku – nie wiemy, czy są aż tak zachwycone własnym pięknem czy też zakochują się w Księciu. Tancerki – ubrane jak Małgosia Mielech, z tą tylko różnicą, iż posiadają czerwone woalki na twarzach – są cudownie lekkie  i zmysłowe. Mały Książę jest zawiedziony. Wartość Róży w jego oczach uległa potężnej zmianie. A może wcale nie? Być może z czasem zrozumie, że choć róż na świecie jest wiele, jego towarzyszki żadna inna nie zastąpi? Troszkę przypomina to sytuację, gdy dwoje ludzi jest już małżeństwem. Obrączka nie chroni ich przed pokusami – każde może zawsze spotkać kogoś bardziej atrakcyjnego, fascynującego i pociągającego. Kwestią wyboru jest to, jak postąpi – zachwyci się ogrodem nieznanych róż i pobiegnie w nieznane czy też pozostanie wierny temu, co dawno już oswoił. Znów dotykamy życia.

Pojawia się Pilot i Dorosły. Mały Książę potrzebuje Pilota, przytula się do niego, a nawet próbuje na nim zawieszać. Bezskutecznie. Wie, że nadszedł czas pożegnania, bo samolot Pilota jest znowu sprawny. Po chwili widzimy na scenie wszystkich bohaterów spektaklu. Mały Książę przygląda się im z boku. We widzu również rodzi się pytanie : „czy to był tylko sen?”. Scena pustoszeje i znów pozostaje na niej znana męska trójka. Pilot trzyma równocześnie za rękę Małego Księcia i Dorosłego. Zdają się znowu przenikać w tym współdziałaniu. Żaden nie istniałby w pełni bez pozostałych. Pilot odwraca się, po czym Mały Książę spada ze symbolicznej planety, a Dorosły podąża w drugą stronę. Rozliczenie się z dzieciństwem i samotnością. Dorosły podchodzi do żmii – jest oswojony ze śmiercią. Następnie wydobywa z kąta (w którym Róża siedziała otulona w śpiwór, z termosem i książką) kobietę (Małgosia Mielech). Dotyka ją pomimo jej płochliwości, sprzeciwów czy strachu. Widzimy inną Różę – Mały Książę nie śmiał jej dotknąć i stale ją chronił. Ten mężczyzna po nią sięgał w sposób pewny i niejednoznaczny – by ją wykorzystać, rozkochać w sobie albo, by ją ocucić ze snu o rycerzu na białym koniu.

Pilot odchodzi znad tajemniczej, jasnej bryły symbolizującej planetę. Dochodzi do niej Dorosły i zapala w niej światło (scenografia Piotra Tetlaka, choć dość minimalistyczna, doskonale sprawdziła się w opowieści o wszechświecie i ponadczasowych wartościach). Jego monolog jest zwieńczeniem całego spektaklu : „To ty jesteś tą małą istotą, która ma się ku mnie? … Jestem chyba zupełnie inny, niż sądzisz. Sądzisz, że odnajdziesz we mnie swój ideał? … Myślisz, że ta moja przyjaźń byłaby źródłem niekłamanej satysfakcji? Myślisz, że co … że jestem oddany i wierny? Czy ty nie potrafisz przejrzeć tej fasady, tej maniery, tolerancyjnej i gładkiej? Jesteś pewna, że droga, którą kroczysz istnieje? Istnieje i prowadzi do idealnego… ? Czy nie sądzisz czasem, moja marzycielko, że to wszystko jest złudą, iluzją?” W różny sposób można interpretować te słowa. Jedna z możliwych interpretacji to uznanie, że Dorosły mówi to wszystko z pozycji pięćdziesięcioletniego Małego Księcia, który zdążył dobrze poznać świat i życie. Żal mu naiwności Róży, ale zarazem skrywa w sobie głębokie pragnienie miłości, która nie może w nim dojść do głosu. Druga możliwość to wiadomość do kobiet, które często poszukują idealnego mężczyzny i za wszelką cenę nie chcą się pogodzić z tym, że go nie znajdą. Nawet, gdy ktoś się pojawia, one starają się go „przypudrować osobowościowo” wedle własnych życzeń, oczekiwań czy roszczeń – nie dostrzegać jego autentycznego oblicza czy wad. Mężczyzna ma być takim, jakim one go sobie wymyśliły. A, że później okazuje się, że ich „ideał” prowadzi podwójne życie i, że prawie nic o nim nie wiedzą? Cóż, konsekwencje pudrowania nie są różowe. Trzecią, najzabawniejszą interpretacją jest założenie, że monolog ten jest kierowany do choreografki, która podjęła próbę ruchowego zmierzenia się z niezwykle trudną materią. Mały Książę pragnie jej udowodnić, że nie jest ona w stanie uchwycić i nazwać jego świata. „Desert” poprowadzony jest w sposób metafizyczny, senny, pełen marzeń i symboli. Każdy człowiek ma swoją pustynię i sam Chrystus namawia do tego, by samemu na nią podążać. „Desert” jest żywą reklamą tych słów. Można spotkać na niej wszystkich i nikogo, znaleźć wiele i nic. Pustynia zarówno w sensie geograficznym, jak i duchowym zawsze pozostanie tajemnicą.
/2012/

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz