DESERT chor. Paulina Wycichowska
tekst : Małgosia Ziółkowska
Pustynny temat choreografii Pauliny Wycichowskiej dotyczy
historii Małego Księcia, w którego postać wcielił się Tomek Pomersbach o
chłopięcej twarzy w militarnym stroju. Kostium Małego Księcia przywodzi na myśl
obraz zbuntowanych nastolatków, którzy rozliczają dorosłych z kłamstw i
obietnic, choć sami nie radzą sobie z własnymi emocjami i
relacjami z ludźmi. Poszukują odpowiedzi na pytania : „kim jestem?”, „kim mogę
być?”, „co jest prawdą?”, „czego naprawdę chcę?”, „co kocham?”. Wybór Tomka do
roli Małego Księcia, jak i pozostałych tancerzy wcielających się w role
napotykanych przez niego bohaterów był przez choreografkę głęboko przemyślany i
niezwykle trafny. Tancerze budują bowiem własne postacie nie tylko za pomocą
otrzymanych od niej wskazówek i narzędzi, ale również dzięki podpinaniu
własnych skojarzeń i zasobów, które nadają ich rolom wiarygodności. Całość
spektaklu w cudowny sposób wypełnia muzyka Szymona Brzóski, która raz skłania
do nostalgicznych refleksji, tęsknoty za światem z dzieciństwa i sympatii wobec
bohaterów, innym razem dynamicznie przejmuje władzę nad akcją, bawiąc,
niepokojąc i kusząc, aż nie musi prawie nic czynić, a i tak jej dźwięczny szept
uwodzi, zachwyca i niemal zagarnia rytm serca widzów. Były miejsca – solo
fortepianu – w których miałam wrażenie, że słucham kompozycji Craiga
Armstronga. Jedno jest pewne – bez muzyki Szymona Brzóski, „Desert” nie byłby
tą samą pustynią.
Pierwsza scena to półmrok, scenograficzna geometria –
plastikowe, przeźroczyste bloki, kąty i linie proste, jasne światło i mgła.
Bryła po lewej, wokół której i na której powierzchni sporo się dzieje, imituje
„kawałek podłogi” Małego Księcia, a więc jego pamiętną, maleńką planetę. Niesamowita
rzeczywistość, a raczej jej brak. Nagle na scenie pojawiają się trzy osoby :
Mały Książę, Pilot i Dorosły. Świadomie nie nazywam dorosłego autorem czy
obserwatorem, ponieważ spłyciłoby to jego obecność. Temu spektaklowi potrzeba
właśnie Dorosłego, bardzo oddalonego w czasie od Małego Księcia. Posiada on
dużo więcej doświadczenia, wiedzy i dystansu niż główny bohater. Może być to
powodem niechęci, zrozumienia lub zaufania względem niego. Nie ma on w sobie
tej naiwności, ufności i potrzeby nazywania wszystkiego, które cechują Małego
Księcia. Czy jednak dzieli ich wszystko? Czy to nie od Dorosłego zależy, ile
Małego Księcia w sobie pozostawi na zawsze? Ten spektakl stawia widzowi wiele
pytań, zapala wątpliwości i skłania do konfrontacji z obrazem własnego dzieciństwa. Intencje
choreografki są szczere – ze sceny nie padają bowiem gotowe odpowiedzi dla
dorosłych, że ktoś jest lepszy bądź gorszy, bo wyplenił z siebie dziecko albo „bawi się w
życie” do dzisiaj.
Pilot
i Dorosły próbują poznać i zrozumieć świat Małego Księcia. Przez chwilę główny
bohater jest mniej samotny, o ile mniej samotne może być dziecko w obecności
nierozumiejących go dorosłych. Pojawia się napis : „Byłem jak ślepiec, który
odzyskawszy wzrok, obudził się w próżni pełnej luster odbijających tylko jego
własną tożsamość” (fragment ze Zmartwychwstania
w „Innym świecie” Gustawa Herlinga – Grudzińskiego). Wszechogarniające
poszukiwanie sensu i jakości samotności w życiu. Odpowiedzi nie są
jednoznaczne.
Nagle
pojawia się szary, spokojny i ruchliwy tłum na scenie. Otacza Małego Księcia.
Być może jest metaforą jego małej, uroczej, pełnej tajemnic i rytuałów planety?
A może współczesną ulicą, na której czasem każdy z nas czuje się sam jak palec
pomimo ludzi wokół? Towarzysze Małego Księcia próbują zagarnąć jego miejsce,
ale on dobrze sobie radzi w tej sytuacji. Przecież, jak sam powiedział : „Idąc
prosto przed siebie nie można zajść daleko”. Gdy tłum opuszcza sceniczną
przestrzeń, Mały Książę obiega ją dookoła, zachłystując się wolnością w swoim
samotnym świecie. Po chwili wracają szarzy towarzysze i widzimy w Małym Księciu
ogromne pragnienie przyjaźni – ufnie rzuca się w ramiona ludzi, jest przez nich
noszony i huśtany. Mały bohater przełamuje swoją samotność, szuka bratniej
duszy. Gdy zostaje sam, znów biega po kole, ale coraz węższym, aż upada
wycieńczony. Czy jednak na pewno? Unosi rozpostarte ramiona, gotowe do
wznoszenia się ku marzeniom.
Trio
: Mały Książę, Pilot i Dorosły. Utożsamiają się ze sobą nawzajem, szukają
oparcia, zrozumienia, powiązań do swoich osobistych historii. Próbują sobie
odpowiedzieć na pytanie, na ile się uzupełniają. Muzyka jest niespokojna,
intymna i zwiastująca zagrożenie. Pilot i Dorosły być może chcieliby ostrzec
Małego Księcia przed pewnymi konsekwencjami, ale mają świadomość młodzieńczych
fascynacji, odmiennych priorytetów i ufnego pojmowania świata. Czy dorośli mają
prawo odbierać dzieciom marzenia i wiarę w dobry świat? Pilot podejmuje próbę
pouczenia Małego Księcia, lecz nie dochodzą do porozumienia. Świat dorosłych to
dla niego utopia, coś miejscami śmiesznego, żałosnego i abstrakcyjnego.
Kolejna
scena jest olśnieniem Różą (w tej roli wspaniale eteryczna Małgosia Mielech),
ubraną w czerwone rajstopy, buty i zwiewną sukienkę. Ukazuje Małemu Księciu
swoją kobiecość, kruchość, wrażliwość i miłość do słońca. On pragnie uchronić
ją przed wiatrem – próbuje zasłonić ją
wiatroszczelnym, lecz przepuszczającym światło parawanem. Róża wije się, drży
jej całe ciało i niepokoi się jej blade serce w cienkiej łodydze. Daje
wskazówki Małemu Księciu, jak ustawić parawan. Równocześnie widzimy jej
egocentryzm, hipochondrię i główkę pełną płatków. Zostaje bezpiecznie w
świetle. Mały Książę siada i
przypatruje się tej cudownej istocie z zainteresowaniem.
na zdj. M.Mielech (Róża), fot. M.Zakrzewski
Wchodzi
szary tłum i pojawiają się na ich sylwetkach świetlne napisy (niezwykle
oryginalny efekt wizualny autorstwa Daniela Stryjeckiego) : „dlaczego ja się
tak śpieszę?”, „jest smutno z tęsknoty”, „wiele rzeczy nie ma sensu”, „trzeba
zrobić pranie”, „walka o
przestrzeń”, „zawsze za późno”. Refleksja nad czasem i przestrzenią w życiu. Widz
otrzymuje od choreografki kolejny pytaniowy prezent – czy zajmujesz się
sprawami ważnymi czy pilnymi?
Na
scenie pojawia się piękna żmija w ciele Kariny Adamczak – Kasprzak – jest
niezwykle kusząca, dynamiczna, przebiegła i bez granic na ziemi. Wślizguje się
wszędzie, gdzie tylko zechce, dotyka każdego wybrańca. Nikt nie ma odwagi
odmówić jej tańca śmierci – byle przeżyć. Scena ta świetnie ukazuje
współcześnie zagłuszaną pokusami samotność, wygładzane sumienie, które aż
krzyczy od bólu. „Mogę cię unieść dalej niż okręt” – widzimy słowa
wypowiedziane przez żmiję, zupełnie jakby były jej autoreklamą.
Po
chwili Mały Książę rusza w drogę, ku przygodom swojego życia. To zarazem lekcja
o ludzkich osobowościach i doświadczeniach.
Pierwszą
spotkaną postacią jest Bankier (Daniel Stryjecki, autor animacji) przenosi nas
do świata liczb, dokładności, posiadania i bogactwa. Przypomina człowieka –
maszynę. Rzeczy materialne tak go pochłaniają, że traktuje Małego Księcia jak
powietrze. Ubiór Bankiera (szare spodnie, elegancka koszula i czerwony krawat)
świetnie oddaje wizerunek współczesnego maklera giełdowego.
na zdj. T.Pomersbach (Mały Książę), D.Strajecki (skaczący Makler), M.Mielech (Róża w śpiworze czytająca książkę) fot. M.Zakrzewski
Druga
tańczy Ziemia – widzimy jak ruchami ciała oddaje różnorodność krajobrazów, trud
pracy, kontynenty, nieustanny marsz ludzi (nawet muzyka przypomina wojskową).
Ziemia pokazuje gestem lornetkę – metaforę obserwacji. Łączy piękno z
bojowością. Dźwiga miliardy ludzi – to odpowiedzialne i niełatwe zadanie. Jej
opowieść jednak nuży Małego Księcia. Nie bawi go dorosłość. Scenę tę zamyka
przewijająca się przez scenę żmija – ziemska pokusa i symbol śmierci.
Trzeci
jest Pijak, który uległ pokusie zabijającej dużo wolniej niż jad żmii. Zagłusza
samotność, bezradność, pamięć, a na końcu nawet swój wstyd. Uczestniczy w powtarzającym
się scenariuszu – na początku jest wspaniale, wszystko wiruje, bezpiecznie
daleko i miękko… w końcu nie czuje bólu ani… dna. Dotarł w swym piciu do
miejsca, w którym dotyka siebie i nie
wie kim jest. Wokół Pijaka tańczą dziewczyny, przywołując na myśl obraz
przepoconych i szalejących ciał na dyskotekach. Przez kilka minut czuje się
dzięki nim panem życia i parkietu. Wielokrotne upadki niczego już go nie uczą.
Mały Książę tego nie rozumie. Spoglądają na siebie i Pijak, choć chciałby go
okłamać, że jest w porządku, nie ma na to odwagi. Na końcu przewraca się, po
czym wstaje wściekły i odgraża się Małemu Księciu, który już go jednak nie
widzi, bo podąża w przeciwległą stronę sceny.
Czwarty
jest Latarnik ledwo nadążający za gaszeniem i zapalaniem lamp. Światła na
scenie są niespokojne, a on sam jest umęczony swoją pożyteczną, lecz
udręczającą pracą. Mały Książę powiedział do niego : „Latarniku, twoja planeta
jest tak mała, że trzema krokami możesz ją okrążyć. Wystarczy, abyś szedł
powoli i stale był w świetle słońca. Gdy zechcesz odpocząć, będziesz szedł
przed siebie i dzień będzie trwać tak długo, jak tego zechcesz.” Latarnik
jednak chciałby spać. Jego życie to nieustanna walka. Mały Książę odczuwa wobec
niego niekłamaną sympatię. Jest to bowiem jedyny człowiek, który nie zajmuje
się wyłącznie sobą z tych, których dotychczas poznał.
Piątymi
bohaterami są perfekcjoniści. Para jest ubrana w czerwone koszulki z połyskującymi jedynkami,
szare spodenki i kamizelki. Każdym
ruchem i gestem udowadnia swoją niedoścignioną wielkość. Można pewnie
odczytywać z nich również próżność, lecz wolę identyfikować ich z pracą i
pewnością siebie. Uwagę zwraca rudowłosa Kasia Kulmińska – niezwykle
plastyczna, gibka i kobieca. Czy to nie krzywe zwierciadło współczesnego
pracoholizmu, życia na pokaz i wyścigu szczurów?
Na
scenie pojawiają się dobrze znane Małemu Księciu gwiazdy. Bawią się razem,
przybierając kształt linii krzywej i prostej. Mały Książę daje impuls do zmian,
radości i poszukiwania
nowych dróg. One ufnie podążają wyznaczanymi przez niego ścieżkami. To był
jeden z dwóch momentów, w której chciałam być na scenie i poczuć ten spektakl
od drugiej strony. Ta zabawa tworzy odpowiedź w kontraście wobec poprzedników –
wspólnie można stworzyć piękne jakości, bez rywalizacji. Każdy z nas jest inny,
piękny na swój własny sposób, a razem udaje nam się wykreować coś, co by nigdy
nie powstało w efekcie samodzielnego działania. W grupie można więcej, choć to
wymaga wzajemnego dopasowywania się. Dzięki grupie przestrzeń zostaje pełniej
zagospodarowana, nie ma w niej tyle pustych miejsc. Następuje dzielenie się,
wymiana doświadczeń. Dla każdego człowieka działanie solo i w grupie ma inną
wartość. „Desert” pozwala się temu przyjrzeć.
Na
chwilę pojawia się żmija, która przypomina o przemijaniu. Wbiega lis (Karolina
Wyrwał) i jesteśmy świadkami lekcji oswajania przyjaciela. Widzimy skradanie
się, przyglądanie się sobie, wymianę myśli bez słów, szczere emocje, pierwsze
przytulenie. Ich działanie jest synchroniczne i akceptujące, ale jednak
oddzielne. Wszak przyjaźń to jedna dusza w dwóch ciałach. Obserwujemy lisa,
który z dzikiego zwierzęcia staje się potulnym i tęskniącym towarzyszem Małego Księcia.
Gdy się rozstają, lis czeka i wypatruje swojego przyjaciela. Wyostrza zmysły,
dopatruje się go w podobnych do jego włosów złocistych łanach zbóż. „Gdy
będziesz miał przyjść o czwartej, już od trzeciej zacznę odczuwać radość”. Czy
w dobie Facebooka umiemy prawdziwie
cieszyć się obecnością przyjaciela, bratniej duszy? Ulegamy złudzeniu, że
ciągle jesteśmy z kimś w kontakcie, bo przecież możemy dzwonić czy pisać smsy i
maile. Przyjaźń rodzi się tam, gdzie ma miejsce czekanie. Nieustanne bycie w kontakcie
z rzeszą ludzi nie może mylić się z przyjaźnią. To najczęściej płytkie
znajomości. Na przyjaźń trzeba znaleźć czas, bo jak każdy proces, jego właśnie
potrzebuje do rozwoju i pogłębiania relacji.
Przychodzi
czas Króla (Andrzeja Adamczaka), uwielbianego przez tłumy. Ubrany w srebrne buty, szare spodnie i koszulkę,
czerwony płaszcz wykończony futrem i gwiazdorskie okulary
przypomina celebrytę przeglądającego się w oczach zachwyconych nim ludzi.
Ciągle musi błyszczeć i być w centrum zainteresowania – one warunkują jego
istnienie. Gdy tylko zostają mu zabrane jego atrybuty w postaci płaszcza i
okularów, staje się nagim królem pozbawionym korony i berła. Jego wartość spada
do zera. Zbudował swoją wartość na tym, co posiada. Kolejna prawda o
współczesności – nieustannie dokonywany wybór pomiędzy posiadaniem a byciem,
zniewoleniem a wolnością, złem a dobrem, zakłamaniem i prawdą.
Kolejnymi
bohaterami są Zwrotnicy – pełni życia, groteskowi, lecz dla mnie najmniej
czytelni. Potraktowałam ich jako alegorię drogi. Nie umiem odnieść ich do
któregokolwiek bohatera książki Exupery’ego. Są prawdziwą ucztą dla oczu – ich
akrobacje, popisy różnorakich kombinacji ruchowych i figur budzą podziw. Nie
wiem tylko, czy talent Pawła Malickiego został wystarczająco wykorzystany w tym
spektaklu – można mieć niedosyt.
Na
scenę wchodzą róże. To drugi moment w „Desert”, w którym chciałam poczuć go
jako tancerz – uczestnik. Mały Książę dokonuje szokującego odkrycia – róż jest
więcej, niż myślał. Był przekonany, że jego Róża jest jedyna na świecie. One
czarują go własną słodyczą, wonią i urodą. Zalotnie wzdychają w jego kierunku –
nie wiemy, czy są aż tak zachwycone własnym pięknem czy też zakochują się w
Księciu. Tancerki – ubrane jak Małgosia Mielech, z tą tylko różnicą, iż
posiadają czerwone woalki na twarzach – są cudownie lekkie i zmysłowe. Mały Książę jest
zawiedziony. Wartość Róży w jego oczach uległa potężnej zmianie. A może wcale
nie? Być może z czasem zrozumie, że choć róż na świecie jest wiele, jego
towarzyszki żadna inna nie zastąpi? Troszkę przypomina to sytuację, gdy dwoje
ludzi jest już małżeństwem. Obrączka nie chroni ich przed pokusami – każde może
zawsze spotkać kogoś bardziej atrakcyjnego, fascynującego i pociągającego. Kwestią
wyboru jest to, jak postąpi – zachwyci się ogrodem nieznanych róż i pobiegnie w
nieznane czy też pozostanie wierny temu, co dawno już oswoił. Znów dotykamy
życia.
Pojawia
się Pilot i Dorosły. Mały Książę potrzebuje Pilota, przytula się do niego, a nawet próbuje na nim zawieszać.
Bezskutecznie. Wie, że nadszedł czas pożegnania, bo samolot Pilota jest znowu
sprawny. Po chwili widzimy na scenie wszystkich bohaterów spektaklu. Mały
Książę przygląda się im z boku. We widzu również rodzi się pytanie : „czy to
był tylko sen?”. Scena pustoszeje i znów pozostaje na niej znana męska trójka.
Pilot trzyma równocześnie za rękę Małego Księcia i Dorosłego. Zdają się znowu
przenikać w tym współdziałaniu. Żaden nie istniałby w pełni bez pozostałych.
Pilot odwraca się, po czym Mały Książę spada ze symbolicznej planety, a Dorosły
podąża w drugą stronę. Rozliczenie się z
dzieciństwem i samotnością. Dorosły podchodzi do żmii – jest oswojony ze
śmiercią. Następnie wydobywa z kąta (w którym Róża siedziała otulona w śpiwór,
z termosem i książką)
kobietę (Małgosia Mielech). Dotyka ją pomimo jej płochliwości, sprzeciwów czy
strachu. Widzimy inną Różę – Mały Książę nie śmiał jej dotknąć i stale ją
chronił. Ten mężczyzna po nią sięgał w sposób pewny i niejednoznaczny – by ją
wykorzystać, rozkochać w sobie albo, by ją ocucić ze snu o rycerzu na białym
koniu.
Pilot
odchodzi znad tajemniczej, jasnej bryły symbolizującej planetę. Dochodzi do
niej Dorosły i zapala w niej światło (scenografia Piotra Tetlaka, choć dość
minimalistyczna, doskonale sprawdziła się w opowieści o wszechświecie i
ponadczasowych wartościach). Jego monolog jest zwieńczeniem całego spektaklu :
„To ty jesteś tą małą istotą, która ma się ku mnie? … Jestem chyba zupełnie
inny, niż sądzisz. Sądzisz, że odnajdziesz we mnie swój ideał? … Myślisz, że ta
moja przyjaźń byłaby źródłem niekłamanej satysfakcji? Myślisz, że co … że
jestem oddany i wierny? Czy ty nie potrafisz przejrzeć tej fasady, tej maniery,
tolerancyjnej i gładkiej? Jesteś pewna, że droga, którą kroczysz istnieje?
Istnieje i prowadzi do idealnego… ? Czy nie sądzisz czasem, moja marzycielko, że to wszystko jest złudą, iluzją?” W
różny sposób można interpretować te słowa. Jedna z możliwych interpretacji to
uznanie, że Dorosły mówi to wszystko z pozycji pięćdziesięcioletniego Małego
Księcia, który zdążył dobrze poznać świat i życie. Żal mu naiwności Róży, ale
zarazem skrywa w sobie głębokie pragnienie miłości, która nie może w nim dojść
do głosu. Druga możliwość to wiadomość do kobiet, które często poszukują
idealnego mężczyzny i za wszelką cenę nie chcą się pogodzić z tym, że go nie
znajdą. Nawet, gdy ktoś się pojawia, one starają się go „przypudrować
osobowościowo” wedle własnych życzeń, oczekiwań czy roszczeń – nie dostrzegać
jego autentycznego oblicza czy wad. Mężczyzna ma być takim, jakim one go sobie
wymyśliły. A, że później okazuje się, że ich „ideał” prowadzi podwójne życie i,
że prawie nic o nim nie wiedzą? Cóż, konsekwencje pudrowania nie są różowe. Trzecią,
najzabawniejszą interpretacją jest założenie, że monolog ten jest kierowany do
choreografki, która podjęła próbę ruchowego zmierzenia się z niezwykle trudną
materią. Mały Książę pragnie jej udowodnić, że nie jest ona w stanie uchwycić i
nazwać jego świata. „Desert” poprowadzony jest w sposób metafizyczny, senny,
pełen marzeń i symboli. Każdy człowiek ma swoją pustynię i sam Chrystus namawia
do tego, by samemu na nią podążać. „Desert” jest żywą reklamą tych słów. Można
spotkać na niej wszystkich i nikogo, znaleźć wiele i nic. Pustynia zarówno w
sensie geograficznym, jak i duchowym zawsze pozostanie tajemnicą.
/2012/