ALEXANDERPLATZ chor. Paulina Wycichowska
dostaję – widzę – dziękuję
tekst : Małgosia Ziółkowska
Po obejrzeniu "Alexanderplatz" Pauliny Wycichowskiej odnowiła się we mnie wiara i
przekonanie, że historia posiada zdolność aktualizacji. Zależy tylko, co
człowiek czyni z historią – czy wygodnie jest mu się nie oglądać za siebie czy
jest zdolny do refleksji? Polska ma
piękną przeszłość dzięki odważnym, uczciwym i honorowym Polakom. Choreografka
oddaje ją nie tylko za pomocą okrągłego stołu, słów papieskich, ale także
nieuchwytnej nadziei i wolności bijących ze sceny, popartych dźwiękami mistrza
Jana A.P. Kaczmarka. Przesłanie jest znacznie bardziej uniwersalne. Alexanderplatz jest jak strzała z
puszczonej ponad 20 lat temu cięciwy, która dzisiaj jednakowo ostro dociera do
widza, pytając go o wolność i sens cierpienia.
Każdy z nas ma swoją osobistą
historię i zarazem jest częścią historii ludzkości. Tancerze dzielili
przestrzeń, stawiali granice i tworzyli mury. Niegdyś mur berliński dzielił
Wschód i Zachód Europy. Dzisiaj ludzie odgradzają się od siebie w swoich domach
i firmach, zabiegając o doczesne wartości i myśląc wyłącznie o sobie – gonią za
pieniędzmi, a ucieka im czas. „Czas to Miłość” – to zdanie Prymasa Wyszyńskiego
wydaje się obecnie dla większości przebrzmiałe, naiwne. Drugi człowiek nie jest
interesujący, gdy nic nam nie oferuje. Bilans zysków i strat mamy opanowany do
perfekcji. Próbujemy dzięki niemu uzyskać kontrolę i spokój w życiu. Dopiero,
gdy tracimy coś najcenniejszego, budzimy się z letargu, pełni żalu do siebie
albo znieczulamy się kolejną gonitwą za czymś pozornie istotnym. Prędzej czy
później dociera do nas, że wszystko nie zależy wyłącznie od nas. Każdemu
zdarzyło się chyba, że w sytuacji, wydawać by się mogło bez wyjścia, otrzymał
niespodziewaną pomoc z zewnątrz – wspierający uśmiech, dobre słowo, rozmowę w
pociągu z kimś, kogo nigdy później nie spotkał czy spotkanie z – jak się
później okazało – najlepszym przyjacielem przez długie lata. Ktoś znalazł się
koło nas w miejscu i czasie, które były dla nas trudne i dzięki temu komuś,
odważyliśmy się na coś albo z czegoś zrezygnowaliśmy. „Anioł” – myślimy o tej
osobie, gdy jest już po wszystkim. Z perspektywy czasu widzimy, że ta osoba
dana nam była tylko po to, by wlać w nas Nadzieję albo Mądrość, bo decyzję
podjęliśmy sami. Bez niej jednak nasza historia mogłaby potoczyć się zupełnie
inaczej. Takimi nadziejnymi nosicielami byli Polacy, którzy pokazali Niemcom,
że o wolność można i należy zawalczyć.
Tancerze w skupieniu
otaczają okrągły stół, a następnie rozbiegają się po całej przestrzeni sceny.
Znamienne, że na tym stole świeci się mnóstwo par oczu. On sprzyja ludziom,
stanowiąc miejsce spotkań, konfrontacji czy codziennej obecności. Sam jego
kształt – koło, jest figurą idealną, nie posiada początku ani końca. W kręgu
wszyscy są wobec siebie równi. Koło jest również symbolem wszechmocy Boga.
Tancerze swoim biegiem formują kształt koła, a następnie spotykają się kolejno
przy stole. Obudziła się we mnie tęsknota za wielkim, okrągłym stołem mojej
Babci, przy którym spotykała się cała rodzina. W czasach komuny równie czarno –
biała jak tancerze na początku spektaklu, ale po narodzinach III RP barwniejsza
i głębiej oddychająca. Na scenie pojawia się para tancerzy, w których strojach
dominuje kolor niebieski(symbol wolności i wierności) i przed oczami widza
pojawia się przepiękne partnerowanie, świadomość relacji tych dwojga i dokonany
wybór.
Wielokrotnie w
spektaklu pojawiał się kod gestów, wyrażający „dostaję – widzę – dziękuję”, a
muzyka Jana A.P. Kaczmarka pozwalała na odbiór emocji na najwyższym poziomie.
Choreografka rzuca w przestrzeń, do publiczności nie pierwsze już tego wieczoru
pytania – czy umiesz docenić codzienne cuda i spotykanych ludzi? Czy masz
świadomość tego, że szczęścia nie należy szukać daleko? „Niech zstąpi Duch Twój
i odnowi oblicze ziemi.” – słychać było słowa Jana Pawła II, człowieka
olbrzymiego serca i wiary, a tańczący kreślili radosno – wdzięczne figury i
piruety. Odnosząc się do tego cytatu, jestem przekonana, że Paulina Wycichowska,
stawiając w swojej sztuce fundamenty chrześcijańskie, które są powszechnie
znane, ale najczęściej w sztukach zapominane, bardzo skutecznie odnawia oblicze
teatru tańca w Polsce. Wprowadza w nie świeże spojrzenie na współczesnego
człowieka. Potrafi niepokoić sumienia, ale zarazem absolutnie brak w jej
działaniu moralizowania czy patetyzmu.
Scenografia, będąca
dziełem Franz’a
Dittrich’a, jest minimalistyczna,
przez co forma sztuki staje się jeszcze czystsza w swym przekazie. Czarno –
białe postacie tańczące na scenie w pierwszej połowie spektaklu, biały stół w
kształcie walca i ściana z otworami na drzwi i okna. Później stół staje się pełen
barw, a i na tancerzach ubrania mienią się kolorami. Wspaniale zostało
poprowadzone światło, które bardzo autentycznie budowało nastrój – zwłaszcza,
gdy przez otwarte drzwi wpływał strumień ostrego światła, oświetlający tancerzy
stojących w linii poprzecznej. Zupełnie jak nadziejodajne światło słoneczne,
otulające kilkadziesiąt lat temu mur berliński, zwiastujące jego stopienie się
pod wpływem pojednania ludzi tęskniących za prawdą i wolnością. Nie brakuje w
tym tanecznym obrazie również przemocy i cierpienia. Fenomenalną rolę komunisty
zagrał w czerni Maciej Kuźmiński, jako jedyny odziany w buty. Stał na granicy
wolności i prawa, hamując tancerza w bieli, który zostawał przez niego
nieustannie upominany, zastraszany, odpychany, a nawet kopany. Nie mamy tu do
czynienia z brutalnością, do której przywykł widz filmowy XXI wieku. Nie ma
krwi ani krzyku. Reżim został w Alexanderplatz
oddany emocjami, gestami pełnymi tęsknoty i zagłuszanej nadziei człowieka
rozpaczliwie pragnącego przedrzeć się przez mur agresji i obojętności. I nagle
do uszu widza dobiegają dobrze znane słowa : „Nie bój się, nie lękaj się.
Wypłyń na głębię!” – tancerze przełamują linię muru, odzyskują swoją ludzką
autonomię, później jedna tylko tancerka po prawej stronie sceny delektuje się tymi
słowami, dając przykład pozostałym tańczącym, stojącym w szeregu. Zupełnie, jakby
jej ciało szeptało : „Wychyl się, wyrwij z chorego układu, odzyskaj swoją
wolność, doceniaj życie i prawdziwie kochaj!”. Wezwanie Jana Pawła II nigdy nie
straci na aktualności i ogromnie cieszy Jego obecność w sztuce. Szczególnie
obecnie, gdy z radością oczekujemy na dzień 1 maja 2011 roku, gdy będzie On
beatyfikowany.
"Alexanderplatz" to dzieło sięgające do najgłębszych potrzeb człowieka, zmuszające
do zatrzymania się na chwilę i rozejrzenia się wokół siebie – czy żyjemy w
świecie prawdziwie wolnym, wiedzącym, co to takiego wolność i jak właściwie ją
wykorzystywać? Czy też pełno w naszym otoczeniu murów i fos właśnie z powodu
chorobliwie pojętej wolności? Czy mamy odwagę, by walczyć o to, za czym
autentycznie tęsknimy, a nie o to, co wskazuje świat zewnętrzny? Czy wiemy, co
naprawdę jest dla nas ważne? Wreszcie – czy potrafimy dostrzec i docenić to, co
zostało nam dane? Odpowiedź na scenie pada w postaci tancerzy kłócących się o
stół…
Zwycięzca: Małgorzata Ziółkowska ("Alexanderplatz")
Luty 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz